Dziś pije wino i świętuje odebranie mojej furki z warsztatu po trzech latach rozłąki. Nie mogę uwierzyć, że jest ze mną. Pytam się siebie czy to sen? Bo może mi się zdawało, że jeździłam nią dziś wieczorem po mieście…??

Było tak ciemno, że może to wieczorne mrzonki? Ale ona jest, namacalnie jest na pewno. Stoi w garażu i śpi sobie spokojnie szczęśliwa… Jakie to cudowne widzieć ją żywą i usłyszeć głos silnika po trzech latach postoju… Coś za serce chwyta i ciężko ukryć wzruszenie…

Trudno sobie wyobrazić, ile radości mi daje ten samochód, kiedy patrzę jak wrócił do życia. To tak jakby komuś coś podarować, jakby odwrócić obracanie się w nicość, to tak jakby uratować część swojej historii, ale też część historii samochodów tamtych lat, cudownych aut z początków lat dziewięćdziesiątych…

Każdy uratowany samochód to powód do radości i dumy.  I pomyśleć, że moje auto miało dokonać żywota na złomie. Kiedyś ktoś powiedział “Omeg się nie ratuje”. A ja na przekór wszystkiemu i wszystkim właśnie uratowałam swoją Omegę A z 1991 roku.

Dodaj komentarz

Bądź pierwszy!


wpDiscuz