Koniec remontu i czas na podsumowania Omega A
Ten remont wiele mnie nauczył
Wiele przemyśleń związanych z remontem mojego auta dopiero się pojawiło po jego zakończeniu, gdy przyszedł czas na podsumowania, oceny i refleksje. Kiedy biegnę myślami przez ostatnie lata, widzę jak ważnym przedsięwzięciem był on w moim życiu i jak wielu rzeczy nowych i wcześniej dla mnie nieznanych mogłam doświadczyć.
Miałam możliwość przyglądania się temu jak wygląda remont blacharski. Dokumentowałam poszczególne etapy pracy. Musiałam sprostać takim wyzwaniom jak szukanie trudno dostępnych części, oraz podejmować różne decyzje.
Z perspektywy czasu widzę jak przebieg tego remontu dużo mnie nauczył. Nie żebym posiadła wiedzę mechaniczną i blacharską, ale obserwując to wszystko co się działo w warsztacie i rozmawiając co i jak było robione, siłą rzeczy wiedziałam coraz więcej.
Musiałam podejmować trudne decyzje dotyczące spraw, na których kompletnie się nie znałam. Nie mogłam na nikogo liczyć, byłam sama ze swoimi problemami. Opierałam się jedynie na opinii w warsztacie, własnych odczuciach, intuicji i artykułach przeczytanych w Internecie bądź gazetach.
To było trudne i wyczerpujące, bo często nie byłam pewna jak postąpić, co kupić i jak się w wielu sytuacjach zachować. Zwłaszcza przeciągający się remont był dla mnie trudny. Przyznaję, że szukałam w myślach sposobu jak wpłynąć na to, by remont nabrał większego tempa. To nie było łatwe. Wiedziałam na jakich warunkach auto zostało przyjęte i zgodziłam się na to. Niewiele mogłam zrobić. Wybrałam więc drogę cierpliwego czekania, cichą i spokojną, drogę pogodzenia się z tym co jest i wypatrywałam momentu, który przecież musiał nadejść. Ale czy mogłam postąpić inaczej?
Przez te lata wzrosła moja wiedza i świadomość, ale wzrosły też wymagania i oczekiwania. Kiedy na początku chciałam po prostu uratować to auto, choćby na tyle, by je uruchomić i zarejestrować. To z czasem zaczęło mi zależeć na dobrym wykonaniu tej roboty. Nie to, że na początku było mi to obojętne, ale wtedy jedynym moim celem było jakiekolwiek uratowanie tego auta. Potem chciałam także, aby ono było zrobione jak najlepiej i z zachowaniem oryginalnego stanu.
Decyzje dobre i mniej dobre
Są decyzje szybkie i proste, są i te trudniejsze, które wymagają przemyślenia. Są takie, które podjęte raz, staną się nieodwracalne i takie, które można za jakiś czas zmienić.
Nie zawsze jednak da się wszystko przewidzieć. To co nam się wydaje dobre i słuszne dziś, za jakiś czas się okazuje, że do końca takie nie jest. Decyzje i ich skutki mają wpływ na wiele sytuacji, które potem się dzieją.
Wiele przemyśleń związanych z odbudową mojego auta dopiero się pojawiło po zakończeniu remontu, kiedy przyszedł czas na podsumowania, oceny i refleksje. Kiedy można było zobaczyć końcowy efekt, a skutki decyzji można było ocenić i wyciągnąć wnioski.
Wiele decyzji w warsztacie zapada siłą rzeczy bez wiedzy i zgody właściciela.
Jest jednak wiele sytuacji, gdzie decyzję pozostawia się właścicielowi. To on ponosi koszty i musi wyrazić zgodę co do wielu rzeczy. Na przykład czy kupujemy część oryginalną, zamiennik czy używaną. Robimy więcej, czy pozostajemy przy wcześniejszym uzgodnieniu. Czy bierzemy materiał droższy czy tańszy. Wyrzucamy coś, zmieniamy, czy zostajemy przy tym co jest.
Po prostu decydujesz się na coś lub nie. W warsztacie mogą coś sugerować, podpowiadać, ale ostatecznie decyduje właściciel, który często tak jak ja, nie wie co ma zrobić. Zaczyna szukać informacji w Internecie, albo całymi godzinami się zastanawia i ostatecznie nie zawsze jest zadowolony z podjętej przez siebie decyzji.
Często dopiero po fakcie przychodziła myśl, że mogłam postąpić inaczej, coś innego wybrać, na coś się nie zgodzić, czemuś zapobiec, uprzedzić. Podejmowanie decyzji było zawsze dla mnie czymś bardzo trudnym. I nie o pieniądze chodziło, ale o zakres ingerencji.
Było więc parę słabych decyzji, ale na szczęście więcej dobrych. A więc po kolei.
Najbardziej jestem niezadowolona z decyzji odnośnie wygłuszenia podłogi. To było trudne, nie wiedziałam co robić i dziś nie oceniam jej dobrze.
Z wygłuszeniem podłogi było ciężko. Stare oryginalne popękało i przybrudziło się w trakcie remontu. Było mocno zniszczone i nie wyglądało dobrze. Mimo to długo myślałam co robić. Chciałam na siłę zostawić, bo oryginalne to oryginalne.
Jednocześnie myśl o tym, jak brudne i brzydkie są porwane kawałki wygłuszenia podłogi, kazała mi znaleźć jakieś inne wyjście. Obdzwoniłam serwisy, przejrzałam Internet, dowiadywałam się w sklepach z częściami używanymi, na auto złomach i gdzie tylko przyszło mi do głowy. Nic, nic nie było.
Pojedyncze części wygłuszenia można było znaleźć na stronie dla klasycznych Opli.
https://www.opel.pl/twoj-opel/czesci-i-naprawy/opel-classic.html
https://www.opel-classic-parts.com/en/webshop.html
https://www.opel-classic-parts.com/en/
Cena przyprawiała o zawrót głowy, ale gdyby nawet pominąć cenę, to i tak nie dałoby się skompletować całości.
W warsztacie zaproponowano gąbkę i w końcu na nią się zgodziłam (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że do wykładania podłogi stosuje się maty bitumiczne).
Po podjęciu przeze mnie decyzji, oryginalną izolację w warsztacie wyrzucono. Szkoda, bo mogłaby posłużyć za wzór. Chciałam ją zabrać i na spokojnie w swoim garażu obejrzeć i zdecydować sama co wyrzucić, a które elementy zachować. Nie wykluczam, że z czasem coś przydałyby się.
Tymczasem nie zabrałam od razu. Było mi jakoś głupio pakować te stare kawałki do worka. Zabiorę potem z częściami, pomyślałam. W warsztacie wiedzą przecież, że prosiłam, aby niczego nie wyrzucać.
Ogólnie rzecz biorąc dbano w warsztacie o to, by wszystkie nadające i nienadające się części zachować. Ale to potraktowali jako śmieć i wyrzucili.
Zatem? Nie ma co zbytnio bić się z myślami, głupio czy nie głupio. To co dla nas ważne, dla kogoś innego takie wcale nie musi być i należy w takich sytuacjach myśleć bardziej o sobie.
Poszła więc na podłogę gąbka. Gąbka jest nowa i czysta, to plus. Jednak takie wygłuszenie nie było dobrym pomysłem. Na gąbce wykładzina nie układa się ładnie jak to miało miejsce w przypadku oryginalnej i wyprofilowanej izolacji. Marszczy się i wybrzusza, więc z czasem trzeba będzie coś z tym zrobić.
Mata bitumiczna przyjmuje kształt podłogi i to ona powinna być zastosowana, wtedy wykładzina układałaby się na niej prawidłowo.
Co dziś myślę?
Myślę, że trzeba było jakoś wyczyścić i poskładać do kupy stare wygłuszenie i na spokojnie się zastanowić. Gąbką zawsze zdążyłabym wykleić. Można było także wykorzystać przynajmniej część oryginalnego wygłuszenia.
Kolejna decyzja, jaką musiałam podjąć dotyczyła demontażu haku.
Najpierw sama zdecydowałam, że hak jest niepotrzebny. Bo logicznie rzecz biorąc na co hak w takim aucie. Tak też powiedziano mi w warsztacie i hak zdemontowano.
Potem na tył mojego auta najechał inny samochód i była stłuczka. Wtedy przyszła mi do głowy myśl, że gdybym hak zostawiła, to może auto mniej by ucierpiało. Z drugiej strony przy silnym uderzeniu, hak może narobić sporo problemów naruszając płytę podłogi.
Zaczęłam mieć wątpliwości, czy potrzebnie zdjęłam ten hak. Co lepsze? Nie wiem.
Jednak gdybym dziś miała podejmować decyzję, zostawiłabym hak.
Innym argumentem przemawiającym za tym jest to, że większość aut z lat dziewięćdziesiątych (pewnie i wcześniejszych) miały zamontowane haki. Była tak moda? Potrzeba? Może warto było zostawić i nie demontować, skoro to znak czasów? Czy znak czasów? Tego na pewno nie wiem. Hak można zawsze ponownie założyć, nie wyrzuciłam go. To przynajmniej dobra decyzja.
Gąbką także wyklejono podłogę w bagażniku. To kolejna decyzja, z której jestem niezadowolona.
Nie przemyślałam tego, ani też nie zdawałam sobie sprawy jak ciężko będzie takiej gąbki się pozbyć.
Z tego też powodu nie było zdecydowanego sprzeciwu z mojej strony, gdy w warsztacie padła taka propozycja. Gąbka miała wygłuszyć auto, a bagażnik miał wyglądać ładniej.
Jaki efekt?
Gąbka, jak się okazało jest bardzo nietrwała i podatna na zadrapania. Raczej się nie nadaje do takiego zastosowania. Rwie się przy czyszczeniu czy odkurzaniu i nie wiadomo jak ją sprzątać. Ciężko z niej wyczyścić plamy, które powstały po tym jak w myjni na tę gąbkę położono nie do końca wyczyszczoną i wysuszoną wykładzinę bagażnika poplamioną olejem.
Zatem?
Dziś nie położyłabym takiej gąbki.
Pośród decyzji, z których nie do końca jestem zadowolona były i te fajne.
Cieszę się na przykład, że zdecydowałam o użyciu konserwacji podwozia podobnej do fabrycznej. Jest nieco droższa, ale lepiej wygląda.
Fajnie, że wybrałam w kolorze szarym. Taki był oryginalnie kolor podwozia. Chociaż w warsztacie sugerowano kolor czarny, ja zdecydowałam o kolorze szarym i uważam, że dobrze zrobiłam.
Kolejna sprawa to wybór konserwacji do profili zamkniętych. Mogłam to pozostawić do decyzji w warsztacie, ale jednak wolałam sama czegoś poszukać. Już od dłuższego czasu miałam na pewien preparat oko i go znalazłam. Wybór konserwacji do profili zamkniętych był dobrą decyzją. Jestem bardzo zadowolona, że sama znalazłam taki fajny preparat. Decyzja super.
Parę słów odnośnie zastosowania konserwacji Mike Sander’s
Cieszę się, że nie zdecydowałam się na demontaż spojlera, jak mi sugerowano. Uważam, że ze spojlerem auto ładniej wygląda. Miało go od początku i niech tak zostanie. Bardzo mi się podoba spojler na klapie i to urokliwe światełko stopu na nim. Bardzo dobra decyzja.
Nie podjęłam także decyzji o wygłuszeniu maski gąbką. Byłby to kolejny fragment auta wyklejony. Tego już nie chciałam i maska została z oryginalnym wygłuszeniem. Trochę starym, ale uważam, że jest to o wiele lepsze, niż wyklejenie maski. To dobra decyzja.
Nie chciałam także wygłuszenia pod kanapę. Byłoby za dużo gąbki i kanapa mogłaby być źle osadzona. Uznałam, że pod siedzenia niczego dodatkowego nie potrzeba. Przyklejono kawałek folii aluminiowej. Uważam, że to było niepotrzebne, ale nie przeszkadza.
No i jeszcze jedna ważna decyzja – nie wyrzuciłam części. Już parę miesięcy po remoncie przydał się siłownik drzwi i sięgnęłam do moich zapasów. Uważam, że części nie należy wyrzucać pochopnie.
Stare części do auta… nie wyrzucaj pochopnie…
Trochę się ze mnie podśmiewali, że busem przyjechałam pozabierać swoje graty ;)
Kiedy przebiegam myślami czas remontu, towarzyszą mi rozmaite odczucia. Najważniejsze odczucie to radość, że auto znowu może jeździć i wygląda ładnie. Pozostaje wyciągnąć wnioski z decyzji, z których nie jestem zadowolona.
Pewnie nie będę już remontować auta na taką skalę, ale pozostało doświadczenie, które można także w wielu innych sytuacjach wykorzystać. To czego się uczymy w jednej sytuacji, przydaje się w innej całkowicie odmiennej, bo niektóre doświadczenia są uniwersalne.
W poszukiwaniu części
Zakup części nie był czymś bardzo trudnym, ale wymagał poświęcenia dużo czasu. Dostępność ich malała z roku na rok i wiele rzeczy było naprawdę ciężko kupić.
Części nowe w serwisie były dostępne w bardzo niewielkim zakresie, a ich zakup wiązał się ze znacznym wydatkiem. W serwisie udało mi się kupić bat antenowy, podkładkę pod bat i uszczelkę na próg.
Czasami można było coś znaleźć coś fajnego kupić bardzo tanio na wyprzedażach magazynowych.
Kupiłam na przykład oryginalny mieszek do mojej starej Omegi, chlapacze, oraz dyszki do spryskiwaczy. Trzeba jednak było cały czas śledzić aukcje.
Z czasem takich wyprzedaży było coraz mniej. Niektóre części oryginalne dostałam w sklepach z częściami do Opla. Były to sprężyny do klapy bagażnika. Musiałam kupić nowe i oryginalne. Używanych i zamienników w ogóle nie mogłam znaleźć.
Są to ważne elementy, ponieważ umożliwiają podtrzymanie otwartej klapy. Udało mi się kupić je w sklepie https://sklep.szpot.pl/, gdzie mają cały katalog różnych części do Opli. Tam też kupiłam oryginalne kierunkowskazy.
Rynek części używanych do mojego auta oferował z roku na rok coraz mniejszy wybór i za coraz wyższą cenę. Prawie wszystko kupowałam przez Internet. Części używane były w różnym stanie. Parę razy zdarzyło mi się kupić coś niewartego wydania pieniędzy. Były to błotniki i lampy. Potem miałam już więcej doświadczenia.
Odnośnie tarcz kotwicznych, zastanawiałam się czy kupić zamiennik czy oryginalne. Cena miała tu duże znaczenie.
Wolałam oryginalne, ale były dość drogie. Postanowiłam zaczekać aż będę miała pieniądze na zakup. Z tego też powodu przeciągnęłam wszystko w czasie.
W końcu jedne i drugie zniknęły ze sklepowych półek. A są mi potrzebne, bo stare w kiepskim stanie. Używanych nigdzie nie można dostać… Ach, żeby tej kasy było więcej to i decyzje byłyby łatwiejsze.
Wspierali mnie po drugiej stronie słuchawki
Przez lata kiedy poszukiwałam części obdzwaniając sklepy internetowe, auto złomy, serwisy i osoby prywatne spotykałam się w większości z ludźmi chcącymi pomóc i chętnymi, aby coś doradzić. To było bardzo budujące. Niektórzy potem dzwonili do mnie, pytali o samochód, wspierali słowem, utwierdzali w przekonaniu co do podjętej decyzji.
Tak było w przypadku pana z Poznania, który sprzedał mi części po symbolicznej cenie od swojej Omegi i który dzwonił do mnie, pytał o przebieg remontu i opowiadał o swoim samochodzie.
Z kolei pan z Wrocławia, do którego dzwoniłam w sprawie części powiedział, że sam ma stare samochody, do których ma wielki sentyment. Zajmuje się także odbudową starych aut, a moja decyzja jest super. Cieszył się, że postanowiłam uratować swój samochód.
Inny pan, który sprzedał mi błotniki nareszcie dobre, także spytał mnie o auto. Jak najbardziej wspierał moją decyzję.
Takich sytuacji na przestrzeni ponad trzech lat było wiele.
Bardzo pomocni okazywali się ludzie pracujący w serwisach Opla i oplowskich sklepach internetowych.
W jednym ze sklepów, gdzie bardzo lubiłam zaglądać, kupiłam oryginalne dywaniki do mojej młodszej Omegi i pióra wycieraczek w dobrej cenie do moich dwóch aut. Tam też zapytałam o izolację podłogi. Części były niedostępne. Poprosiłam o numery katalogowe.
Były mi potrzebne, bo chciałam poszukać izolacji na stronie dla klasycznych Opli. Tam bez numerów katalogowych bardzo trudno coś znaleźć. Często nie ma zdjęć lub są tylko rysunki. Ku mojemu zdziwieniu dostałam maila, że nie udostępniają numerów katalogowych. Chodziło o numery izolacji podłogi. Byłam wtedy na etapie poszukiwania tych części i próbowałam je znaleźć we wszystkich możliwych miejscach.
Wprawiło mnie to trochę w osłupienie, bo przecież ten sklep nie miał części, której poszukiwałam. Mógł mi więc chociaż w ten sposób pomóc. Trochę się zawiodłam…
Numery izolacji otrzymałam później w serwisie Opla bez żadnych problemów. Dzięki temu mogę w przyszłości poszukać oryginalnego wygłuszenia. Kto wie, może się uda znaleźć.
Panowie ze sklepu internetowego Szpot z Poznania pomogli mi znaleźć sprężyny do bagażnika. Wiem, że włożyli sporo wysiłku, by zdobyć tę część. Uważam że, to był nie lada wyczyn. Znaleźć je, to było po prostu mistrzostwo świata :) Jestem za to bardzo im wdzięczna. U nich także kupiłam nowe oryginalne kierunkowskazy w przystępnej cenie.
W serwisie Opla w Olsztynie, do którego mam najbliżej, kupiłam uszczelkę na próg. Część bardzo ciężka do zdobycia. Była dostępna tylko na jedną stronę, ale dobre i to. Drugą udało mi się kupić na eBay, przyjechała z Niemiec.
W olsztyńskim serwisie kupiłam także podkładkę pod bat antenowy jak i sam bat. Okazał się jedynym dostępnym i niestety niewłaściwym.
Zwroty części też nie był jakimś problemem. Starano mi się tu naprawdę bardzo pomóc w znalezieniu niektórych praktycznie niedostępnych części czy chociażby numerów katalogowych.
Bardzo się cieszę, że większość ludzi, z którymi miałam do czynienia okazywali się pomocni i życzliwi. Dlatego jestem im wdzięczna za zrozumienie i wiele dobrych słów, które otrzymałam.
Dziękuję więc wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób mi pomogli czy to dobrym słowem, czy radą, albo szukając części we wszystkich dostępnych miejscach, podając numery katalogowe, a czasami udostępniając także rysunki.
Moja decyzja uratowania auta spotykała się z zainteresowaniem i wsparciem. Nie to, żebym o tym wszystkim opowiadała, ale w sytuacji kiedy poszukujesz części do starego samochodu, zwłaszcza tej trudno dostępnej, to siłą rzeczy idą za tym pytania i zaciekawienie innych.
I to jest fajne, że jak o tym zaczynasz mówić, to czujesz to pozytywne nastawienie i wsparcie jakie ci dają inni oraz zaangażowanie, by pomóc ci tak, jak to tylko w danej sytuacji jest możliwe.
Uznałam, że stare części jeszcze się przydadzą…
Podczas remontu kupowałam dużo części, ale też sporo dostałam od ludzi, którzy przy okazji zamawiania przeze mnie części dokładali mi coś dodatkowo. Mówili, że i tak by wyrzucili, więc skoro już mam to auto, to może mi się przydadzą.
Większość części była w warsztacie przez czas remontu, gdzie przydawały się zwłaszcza podczas składania auta. Potem wszystko co zostało zabrałam. Muszę przyznać, że nagromadziło się trochę tego. Jest to zdemontowany hak w dobrym stanie, uszczelki i siłowniki drzwi, zamki, klamki, śruby, ograniczniki drzwi, szyby.
Zatrzymałam klapę bagażnika i stare zderzaki Zabrałam także stare uszczelki progów, ale to raczej z sentymentu niż z myślą, że się przydadzą. Natomiast stare sprężyny bagażnika są tak urocze, że wiszą w pokoju i stanowią nie tylko ozdobę, ale i zagadkę dla gości ;)
Zachowałam także stare drzwi, klapę bagażnika, zderzaki.
Już teraz muszę poszukać paru drobiazgów takich jak zaślepki na drzwi. Może są zachowane wśród wielu różnych drobiazgów leżących w pudełkach.
Niektóre części już się przydały. Postawiłam niedawno auto do warsztatu w celu naprawy centralnego zamka i okazało się, że potrzebne są siłowniki drzwi. Skorzystałam więc spokojnie ze swojej rezerwy.
Jeśli chodzi o pospieszne wyrzucanie, to pozbyłam się w ten sposób starych oryginalnych dywaników, a dziś przydałyby się chociażby na wzór.
Wbrew pozorom nie jest łatwo kupić nowe, dobrze dopasowane zamienniki.
Dywaniki w kiepskim stanie? Przemyśl, nim wyrzucisz…
W wolnym czasie przejrzałam na spokojnie wszystko, poukładałam i posegregowałam. Niech leży. Jestem zdania, że wyrzucić jest łatwo i zawsze się zdąży. Nigdy nie wiadomo co się przyda.
W przypadku tak starego auta, taki zbiór to prawdziwy skarbiec. Dla innych to śmieci, dla mnie zapas przydatnych drobiazgów.
Remont nie mógł nie odbić się na stanie auta…
Tak długi remont nie mógł nie odbić się na stanie auta. Pierwszy rok był najgorszy. Auto stało pod gołym niebem, czekało, czekało i się nie doczekało, chociaż coś robić próbowano. Wymontowano kanapę, zdjęto listwy podłogowe, które potem leżąc gdzieś w warsztacie uległy przyniszczeniu. Na listwach pojawiły się niewidoczne wcześniej plamy i obdarcia.
Pękło również zabezpieczenie fotela z tyłu. Kanapa z kolei była najprawdopodobniej zdejmowana na siłę co spowodowało, że konstrukcja metalowa powykrzywiała się i ciężko ją było ponownie założyć. Dopiero w drugim warsztacie jakoś to naprawiono.
Niestety rok pobytu w tym pierwszym był ciężki dla auta. Nie dość, że stało na warsztatowym podwórku, to w dodatku przez jakiś czas w wysokiej trawie. Rdza rozgościła się na dobre. Można rzec, że zamiast się naprawiać, auto się tam dobijało.
W kolejnym warsztacie było dużo lepiej. Auto stało w ciepłym i suchym miejscu. Wolno to wolno, ale prace szły do przodu.
Remont blacharski na dużą skalę to ogromna ingerencja w całe auto. Wymaga demontażu prawie całego wnętrza, by można było dostać się do wielu miejsc wymagających naprawy.
Aby auto jak najmniej podczas remontu ucierpiało, trzeba zadbać między innymi o właściwe przechowanie zdemontowanych elementów. Powinny być złożone w odpowiednim miejscu i zabezpieczone tak, aby nie uległy zniszczeniu. Inaczej będą się kurzyć, rysować, obdzierać.
Jeśli mamy taką możliwość to lepiej jest zabrać i przechować je w garażu czy piwnicy. Mniejsze elementy można przetrzymać w domu. Zdemontowaną kanapę, fotele, tapicerkę drzwi, niektóre plastiki, listwy, podłokietnik, wykładziny, wygłuszenie, dobrze jest popakować, owinąć i w ten sposób zabezpieczyć. W warsztacie będą mieli więcej miejsca, a my będziemy spokojniejsi ;)
Największy problem stanowią fotele i kanapa, bo zabierają dużo miejsca. Zostawienie części w warsztacie, aczkolwiek czasami możliwe, nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem. Jest tam duży przemiał wszystkiego, a nasze części nie są jedynymi, tak jak nasz samochód nie jest tym jednym remontowanym.
Części mojego auta pozostały w warsztacie. Przyszła mi nawet do głowy myśl, że powinnam je zabrać, ale kazano mi się nie martwić. Pod koniec remontu wszystkie zostały ułożone na podłodze, żeby widzieć co i gdzie jest i przystąpiono do składania auta.
Właściwe zabezpieczenie części jest ważne. Może jest to bez większego znaczenia, gdy okres przechowywania jest krótki. Po długim czasie źle przechowywane elementy, siłą rzeczy nie będą wyglądały tak jak przed remontem. Przede wszystkim mocno się przykurzą i w niektórych miejscach mogą być obtarte i porysowane.
W trakcie remontu niestety niektóre elementy auta ucierpiały. To jest wpisane chyba w każdą ingerencję. Auto ma jasną tapicerkę i jasną podsufitkę. W kolorze podsufitki są także słupki po bokach na przodzie auta. Podczas remontu pobrudziła się i uległa zniszczeniu tapicerka słupków i jest do wymiany. Trochę szkoda, ale trudno. Z czasem będę robić podsufitkę, więc obiję u tapicera także słupki.
Na kierownicy z kolei zostało mnóstwo białych kropek.
Było bardzo trudno usunąć. Mozolnie, kropeczka po kropeczce skrobałam je delikatnie, żeby w końcu się ich pozbyć. Jakoś się udało. Kierownica zresztą i tak pójdzie do regeneracji.
Ucierpiała też wykładzina bagażnika, która została mocno poplamiona i ciężko było ją doprać. Ostatecznie udało się to zrobić w myjni samochodowej King Car w Bartoszycach
Oddając auto do warsztatu trzeba pozabierać ze schowka czy kieszeni rożne ważne dla nas drobiazgi. Nikt tego nie będzie pilnował i jest duża szansa, że się zgubią. Mi też pogubiły się drobne i ważne rzeczy, takie jak bolec zamka od schowka, wyłącznik światła kabiny i inne mniej ważne. Zostawiłam je w woreczku w kieszeni drzwi. Potem tych drobiazgów brakuje i trzeba je gdzieś kupić, a to nie jest łatwe. W warsztacie nikt nie ma czasu na to, żeby sobie zaprzątać głowę jakimiś drobiazgami zalegającymi w kieszeni drzwi, które w dodatku idą do wymiany.
Podsumowanie
Tak długo trwający remont nie mógł nie odbić się na stanie auta. Jednak moim zdaniem najwięcej auto ucierpiało w pierwszym roku, gdy stało pod warsztatem. To był ten najgorszy czas i nigdy bym już na coś takiego nie pozwoliła. Z pewnością niekorzystne zmiany jakie zaszły w tym okresie miały także wpływ na długość remontu.
Licząc wszystkie plusy i minusy trzyletniego postoju w kolejnym warsztacie, to zdecydowanie jest więcej plusów. Auto jest uratowane, a o to głównie chodziło.
Dziś wiem z pewnością, że po pierwsze nigdy bym nie zostawiła auta pod warsztatem (nie było na co czekać i na co liczyć).
Po drugie mając na uwadze sporo pracy przy samochodzie i odległą wizję końca remontu (raczej myślałabym o dalekim terminie niż bliskim) wolałabym zabrać większość części z warsztatu do przechowania u siebie.
Poza tym bardziej bym uwrażliwiała na konieczność zabezpieczenia niezdemontowanych elementów wnętrza jak na przykład kierownica. Nie lubią cholernie jak się marudzi, ale warto pozrzędzić. To takie najważniejsze rzeczy, które my sami możemy zrobić dla auta.
Szkody, które powstały w trakcie remontu, są do przebaczenia z uwagi na to, że cieszę się, że ktoś w ogóle podjął się naprawy blacharskiej. Jak wiadomo nikt nie chciał mojego auta do naprawy przyjąć. W trakcie eksploatacji będzie można coś tam próbować naprawiać, wymienić, czy wyczyścić.
Ogólnie cieszę się, bo auto zostało zrobione. Ten warsztat był jedynym ratunkiem na tamten czas i jestem bardzo wdzięczna za uratowanie mojego autka. Wiem, że to nie było dla nikogo łatwe. W warsztacie cały czas było dużo samochodów, a pilnych prac do wykonania stale przybywało. Auto siłą rzeczy stało na boku lub było przepychane w inne miejsca, gdzie musiało czekać. Niestety to warsztatowa rzeczywistość. Dużo pracy i mało czasu. Na szczęście się udało. Autko zostało zrobione i cel został osiągnięty. A to najważniejsze.
Jestem wdzięczna za uratowanie mojego autka. Bo gdyby tam go nie chciano, to nie wiem jak potoczyłyby się jego losy… Teraz żyje i ma się dobrze. Pozostaje mi podziękować za podjęcie się trudu naprawy mojego samochodu i cieszyć się, że moje autko miało wyjątkowo dużo szczęścia.
Dodaj komentarz
2 komentarzy do "Koniec remontu i czas na podsumowania Omega A"
Dzień dobry. Zupełnie przypadkiem tutaj trafiłem i postanowiłem zostawić komentarz. (Dlaczego tak mało komentujących?) Nie wiem, czy Omega jeszcze żyje, ale popieram odbudowę utrzymanie i trzymanie takiego Opla. Dziś już ich w ogóle nie widzę na ulicach. Ja mam sentyment – w mojej rodzinie wujek miał taką Omegę “A” sedan poliftową z końca 1990 roku chyba i w dość wysokiej wersji wyposażenia, choć “Diamant” to nie był”. Silnik 2.0 benz. 115KM. Lakier nawet takim sam jak Pani auto! Odnośnie wygłuszenia to trzeba było się radzić warsztatów montujących przyzwoite car audio. Na podłogę idzie ciężka masa bitumiczna na kleju. Wycina się… Czytaj więcej »
Bardzo się cieszę, że jakieś dróżki zawiodły na mojego bloga Omega cały czas żyje! Tych samochodów rzeczywiście już prawie nie widać. Mam w planie żółte blachy w przyszłości. Kiedyś było tych samochodów sporo na naszych ulicach. niektórzy z sentymentem spoglądają na moje auto, może kiedyś byli takiego auta właścicielami Mam Omegę Diamant, taka wersja mi się trafiła. Bardzo zresztą podobna do przedstawionej w opisie w komentarzu Miała być jakakolwiek Omega, bo taki samochód miał brat i bardzo mi się podobał. Omega została kupiona w 2001 roku, można rzec z marszu i miała służyć jakieś dwa trzy lata do jazdy na… Czytaj więcej »