Z pamiętnika… kwiecień 2016
Ciepłe i jasne wiosenne dni przynoszą wiele nadziei na lepszy czas. Świat wydaje się weselszy, a błoto i deszcz dzisiejszego poranka nie są w stanie tego zmienić. Wczesnym popołudniem idę do warsztatu. Spacer to okazja, by nieco zwolnić, rozejrzeć się dokoła i pozwolić płynąć myślom.
Popołudniowe słońce oświetla ścieżkę wydeptaną przeze mnie tak wiele razy, gdy chodziłam tędy do warsztatu. Tuż obok ścieżki biegnie szosa, którą jeździłam autem, by zobaczyć mój drugi samochód… Dziś znowu drepcę znajomym traktem, by odwiedzić swoje autko, które w warsztacie wita trzecią wiosnę.
Roboty jak to zwykle posuwają się pomału do przodu. Auto ma pomalowane niektóre elementy drzwi. Pozostaje jeszcze cały spód do wypiaskowania, więc pomalowanie dużych powierzchni karoserii musi być odłożone na później.
Pod znakiem zapytania stoi wygłuszenie wnętrza pojazdu. Stare wygłuszenie popękało. Czas zrobił swoje, także rok postoju pod chmurką nie był obojętny. Remont auta także przyczynił się do takiego stanu, bo trzeba było wszystko ściągać. Tak więc wygłuszenie wnętrza jest w kawałkach, brudne i sparciałe.
Ustalam, że będę szukać oryginalnego wygłuszenia, a jeśli nie uda się znaleźć, to zastosuje się materiały dostępne współcześnie, a więc folia aluminiowa i gąbka, którymi zostanie wyklejone wnętrze pojazdu. Zostało już wiele zrobione, a jeszcze i tak do końca remontu pozostaje mnóstwo pracy. Wypiaskowanie spodu, konserwacja i jak to zwykle bywa, pewnie jeszcze inne drobne rzeczy dadzą o sobie znać podczas kolejnych etapów pracy. Wszystko to trzeba będzie zrobić zanim przystąpi się do malowania. Sparciała też guma, czyli podkładka od anteny, tego też trzeba będzie poszukać. Auto trzeba jeszcze wygłuszyć i poskładać te elementy, które wcześniej zostały wymontowane. Wybiegłam daleko w przyszłość, a to z pewnością jeszcze miesiące czekania. Może lato jest realnym terminem…
Dodaj komentarz
Bądź pierwszy!