Jest lipiec rok 2012, po trudnej decyzji i wielu zmaganiach ze sobą auto zostaje oddane do naprawy. Po pobieżnym obejrzeniu przez blacharza, stwierdza, że nie jest tak źle. Obieca, że w niedługim czasie, jakiś miesiąc, dwa, auto wróci do mnie. Przewidywany koszt naprawy 1800 złotych jest dla mnie do przyjęcia. Na diagnostyce, gdzie pojechałam dużo wcześniej nim kończyły się badania, wycenili koszt naprawy podłużnic przednich na 2 tysiące złotych, więc wszystko jest ok. Cieszę się, że decyzję mam z głowy, oddaję autko i czekam.

 
Naprawa się przedłuża, w samochodzie nic nie jest robione. Nie mam wsparcia znikąd, nie wiem co robić. Jedyny kluczyk jaki miałam jest w posiadaniu blacharza, z którym kontakt jest utrudniony. Auto stoi na podwórku i marnieje. Nie mam ani jednej osoby, która by cokolwiek podpowiedziała. Dni gonią jeden za drugim, zwykła codzienność, praca i obowiązki, myśli biegną w kierunku auta i wracają do dnia codziennego, przychodzą zwątpienia…



Po jakimś czasie widzę białą maskę mego auta przygotowaną do malowania, coś się ruszyło, jest chyba wiosna. Kontakt z człowiekiem odpowiedzialnym za oddane w jego ręce auto jest utrudniony.



PS.
W postach umieszczonych w kategoriach: Niełatwe decyzje i Węglarką przez życie, czyli moja poczciwa Omega opisałam powody decyzji o zatrzymaniu auta, także rozterki i emocje, które temu towarzyszyły. Każdy kto choć raz stanął przed takim wyborem pewnie wie jakie to trudne, a ten, kto będzie kiedykolwiek taką decyzję zechciał podjąć, może nie poczuje się osamotniony wiedząc, że większość z nas przeżywa podobne dylematy.

Dodaj komentarz

Bądź pierwszy!


wpDiscuz