Mijają kolejne miesiące, lato dobiegło końca i jesień na dobre zadomowiła się za progiem. Opadające resztki liści i zamglone krótkie dni nie zachęcają do wychodzenia z domu.

Dziś, gdy wracałam wieczorem z garażu głośne nawoływanie odlatujących już chyba ostatnich gęsi nastroiło mnie jakoś nostalgicznie…

Przeminęło lato i ciepła jesień, którą tak bardzo lubię, a wraz z nimi moje tegoroczne marzenia.

Moje autko przestało pół roku. Tak wyszło po prostu. Jedyne pocieszenie, że stało pod dachem i ta nadzieja, że wróci do życia, bo przecież kiedyś musi to się stać. Odwiedzałam je, stało takie smutne… ale z drugiej strony szansa jaką otrzymało to powód, by się cieszyć, być cierpliwym, czekać na moment ten, który będzie uwieńczeniem trudów jakie wiązały się z daniem drugiego życia temu samochodowi, począwszy od niezwykle trudnej decyzji, poprzez szukanie części, wydatki, płacenie OC za niejeżdżące auto, obawy i nadzieje, aż po moment, kiedy ono wyjedzie z warsztatu o własnych siłach radośnie pomrukując ożywionym silnikiem. Jednak jeszcze nie teraz…

W listopadzie auto ma założone drzwi.  Wciąż nie mogę dostać błotników w miarę dobrym stanie. Lewy błotnik ten, który kupiłam przed dwoma laty trzeba naprawiać. Są dwa, ale z  wersji sprzed liftu i trzeba będzie kombinować, by je dopasować. Wciąż nie mogę dostać prawej listwy na tylne nadkole. Przydałaby się i lewa, ale prawa jest w znacznie gorszym stanie. Auto najgorsze ma już za sobą, ale pozostaje nadal dużo do zrobienia.

Dodaj komentarz

Bądź pierwszy!


wpDiscuz