Jest upalny lipcowy dzień, rok 2014, oglądam fotografie sprzed prawie dwóch lat… moje dwa autka… stojące na parkingu przed blokiem…  moja staruszka z 1991 i moja druga z 2003, dzieli je 12 lat… różnica dwóch pokoleń samochodu Opel Omega…


Przypominam sobie ten czas sprzed roku, kiedy zabrałam ją spod warsztatu z tą białą maską, w stanie dużo gorszym, niżby stała przed blokiem, z kanapą wyrwaną na siłę, ze zdjętymi listwami nie wiem po co…


Rdzewiała na potęgę stojąc w trawie pod warsztatowym płotem i jakoś smutno mi się robi, że na to pozwoliłam…


Znowu wraca żal, że nie miałam znikąd wsparcia… przypominają mi się chwile, gdy nie wiedziałam co robić, bo z każdej strony płynęły słowa krytyki…  Dziś postąpiłabym inaczej, prosząc po prostu o pomoc osoby świadczące usługi w tym zakresie, co pozwoliłoby mi zabrać stamtąd auto, ale wtedy czułam się zupełnie skołowana. Pomimo przekonania co do podjętej decyzji wciąż pojawiały się chwile zwątpienia, które odbierały mi tę pozytywną energią tak potrzebną wtedy do działania. Nie wiedziałam gdzie zabrać, jak to zrobić i ciągle jeszcze ta nadzieja, że jednak może będzie robione… Bo jeśli nie tu, to gdzie…


Jednak wśród tych pesymistycznych rozważań jest też ta optymistyczna nuta, że pewnego czerwcowego dnia jednak zabrałam auto… tracąc resztki nadziei, że w tym warsztacie na cokolwiek mogę liczyć zabrałam ją na dobre i na złe nie wiedząc zupełnie co dalej…


Ale czas pokazał, że mogło już tylko być lepiej…

Dodaj komentarz

Bądź pierwszy!


wpDiscuz