Piątek 2 września, pierwszy dzień mojego auta poza warsztatem. Jest słoneczne przedpołudnie. Idę do garażu. Chcę pojeździć autkiem w ten ładnie zapowiadający się dzień.
W garażu zastaję plamę na podłodze. Nie jest duża, ale jest jakiś wyciek. Jadę ponownie do warsztatu. Pęknięty przewód paliwowy zostaje na szczęście szybko wymieniony. Odtąd wszystko ma już być dobrze.

 
Jeżdżę autem i cieszę się nim, robię fotki. Nareszcie poza mną etap tego wyczerpującego remontu. Auto trzeba rozruszać, to się czuje, że dawno nie jeździło. We znaki daje się przede wszystkim kierownica, która jakoś ciężko chodzi. Myślę, że może coś nie tak ze wspomaganiem, no ale wszystko było sprawdzone. Jeżdżę więc po mieście, kręcę się to tu to tam. Sprawia mi to dużą frajdę. Na razie nie wyjeżdżam poza miasto, jakoś niepewnie się czuję, ale to z czasem minie.

 
Pierwsze wrześniowe dni są ciepłe i słoneczne. Przejażdżki po mieście są przyjemnością. Otwieram okno i ciepłe jeszcze letnie powietrze wpada do auta. Auto ma także szyberdach, ale na razie nic w nim nie majstruję, bo coś tam nie tak i musi to sprawdzić elektryk. Dwie przednie elektrycznie opuszczane szyby działają i wszystko jest jak kiedyś.

 
Wszystko tu jest jak kiedyś, jak z czasów sprzed lat… ten sam schowek, gdzie zawsze miałam bałagan, ta sama karta pamięci, która tkwi w radiu zbyt nowoczesnym jak na to auto, nawet piosenki na tej karcie wciąż te same, które wrzuciłam przed laty… ta sama atmosfera, gdy siedzę tu na starym fotelu z szarą welurową tapicerką i rozglądam się po swojskim podniszczonym wnętrzu…














Dodaj komentarz

Bądź pierwszy!


wpDiscuz