Dawka humoru. Cztery obrazki wzięte z życia kierowcy.

OBRAZEK 1

Letni dzień. Szare chmury na niebie od czasu do czasu prześwietla słońce. Co jakiś czas zachmurza się mocniej i zaczyna padać deszcz.

W lodówce pustki. Muszę się wybrać po zakupy. Pomimo niewielkiej odległości sklepu od domu, postanawiam podjechać samochodem. Będzie łatwiej przytachać ciężkie torby.

Zaparkowałam pod sklepem i weszłam z listą zakupów. To, jeszcze to, i jeszcze to. Koszyk się zapełnia. Zastanawiam się czy mam wszystko. Myślami błądzę wokół innych ważnych spraw. Spoglądam jeszcze raz na kartkę upewniając się i podchodzę do kasy.

Wynoszę ze sklepu dwie duże torby i kieruję się w stronę domu. Zachmurzyło się. Zaczyna kropić deszcz. Idę pośpiesznym krokiem, nie mam daleko. Po chwili deszcz pada już na dobre. Przyśpieszam. Czuję jak mokra koszulka przykleja się do pleców, z grzywki krople spływają na twarz. Za rogiem ulicy widać budynek, w którym mieszkam. Nareszcie.
– Dlaczego nie pojechałam samochodem? Teraz lecę do domu przemoczona i w dodatku z ciężkimi torbami.
– Zaraz, zaraz, a gdzie mój samochód? – Pytam się sama siebie stojąc prawie przed domem i widząc puste miejsce przy chodniku, gdzie zwykle stawiam auto. Przecież ja pojechałam samochodem! Nie, no nie mogę uwierzyć! Auto zostało pod sklepem, a ja dźwigam zakupy i moknę. Cyrk na kółkach!

Nie ma sensu wracać. Zatachałam zakupy do domu i postawiłam w przedpokoju.
– Nie no, idę od razu po auto. Potem nie będzie się mi chciało. Zamknęłam drzwi i popędziłam na dół po schodach.

Deszcz pada. Nie tak intensywnie, ale jednak pada. Idę szybko, co chwila podbiegając. Mijam budkę z warzywami, do której często zachodzę. W progu stoi znajoma sprzedawczyni i krzyczy:
– Gdzie to tak pani biegnie po tym deszczu?
– Po samochód pani, po samochód. Na zakupach byłam i zapomniałam auta. Na piechtę do domu wróciłam. Teraz lecę pod sklep, auto muszę zabrać.

– Ludzie, święci anieli, co to czasami się człowiekowi pokręci – skomentowała kobieta z warzywniaka.
– Machnęłam ręką uśmiechając się i poleciałam dalej.

 
OBRAZEK 2
Zimowy wczesny poranek. Jeszcze się dobrze nie rozjaśniło, ale czas już wychodzić do pracy. Przed domem stoją zaparkowane przy ulicy auta. Biało i mroźno. Ciemnoniebieski Maluszek stoi zamarznięty czekając na właściciela. Obok inny Maluszek w tym samym kolorze i jeszcze inny. Tudzież nieopodal duży Fiat i jakieś zagraniczne auto. Dwie kobiety wychodzą z klatki schodowej. W ręku skrobaczka do szyb i miotełka do śniegu. Najpierw trzeba odśnieżyć. To nic wielkiego. Śniegu nie ma zbyt wiele. Najgorsze są białe od mrozu szyby, ale skrobaczka szybko idzie w ruch i robota sprawnie posuwa się do przodu.
– Miejmy nadzieję, że zaraz bezproblemowo odpalimy naszego Maluszka – stwierdziła jedna z kobiet.
– Przednia szyba prawie gotowa, teraz boczna… ale co to? Jakoś w środku trochę inaczej. To, to chyba nie nasze auto… !?

Kobieta spogląda na rejestrację.
– Ty – zwraca się do kuzynki – oskrobałyśmy nie swoje auto.
– Jak to? Co? Ale numer!
– To tam jest nasz samochód – wskazała ręką na auto stojące pod inną klatką. Wczoraj nie było tu miejsca. Pamiętasz?
– Chodźmy stąd. Ale jaja.

Pospiesznie oddaliły się od oskrobanego Maluszka w kierunku następnej klatki schodowej i stanęły przy swoim zamarzniętym Maluszku. Nagle z sąsiedniej klatki wyszedł sąsiad. Podszedł do swojego samochodu, stanął i nie wierzy. Odrapane szyby, zmieciony śnieg. Auto przygotowane do jazdy. Nic, tylko wsiadać i jechać. Rozgląda się dookoła, zastanawiając się co jest grane.
Dziewczyny kręcą się przy swoim aucie. Zmiatają śnieg, szukają w torebce skrobaczki. Jak gdyby nic się nie stało.

Sąsiad chwilę postał przy aucie, porozglądał się wokoło i zdezorientowany odjechał.

 
OBRAZEK 3
Mężczyzna wraca do domu z miasta na piechotę. Rozbiera się w przedpokoju. Późne popołudnie. Stawia zakupy przy drzwiach kuchni. Wieczór upływa leniwie na oglądaniu telewizji. Jutro sobota. Perspektywa weekendu wprawia w dobry humor.

Sobotni poranek. Za oknem wiosna daje o sobie znać świergotaniem ptaków. Pachnie kawa.
– Wypiję i pójdę do garażu. Ciepło dziś nawet. Może posprzątam samochód – mówi mąż.
Żona nie ma nic przeciwko. Zajmie się na spokojnie obiadem. Jutro może pojadą gdzieś za miasto.

Zdenerwowany i przestraszony mężczyzna wpada do domu z krzykiem:
– Ewka, nie ma samochodu. Ukradli samochód!
– Włamali się do garażu?
– Nie, drzwi całe.
– To nie wjeżdżałeś do garażu? Przed domem zostawiłeś? – pyta żona zdziwiona. Bo mąż prawie nigdy nie zostawia auta pod domem.

No nie mogłem wjechać do garażu, skoro auta tam nie ma i nikt się nie włamał. Ukradli, normalnie ukradli auto sprzed domu. Ja dzwonię na policję. No nie ma, nie ma samochodu!
– A ty w ogóle to autem wczoraj przyjechałeś? Czekaj, czekaj – zastanawia się żona – ja nie widziałam żadnego auta przed domem…
Mężczyzna próbuje sobie przypomnieć wczorajszy wieczór. Jak to było, jak to było…
– Ja chyba piechotą wczoraj przyszedłem do domu! – wykrzyknął mężczyzna, którego olśniło – Ja normalnie na piechtę przyszedłem. A do miasta autem pojechałem. Zaraz, zaraz… Ja na Kwadracie wczoraj zaparkowałem.
– Ty, Ewka! Ja normalnie chyba auta zapomniałem!

Auto przenocowało na miejskiej Starówce. Nic złego się nie zdarzyło. Mężczyzna zastał je całe i zdrowe.
– Dobrze, że nie zadzwoniłem na policję. Dopiero by było – stwierdził mężczyzna wsiadając do samochodu. Jechał do domu i uśmiechał się do siebie nie dowierzając tej całej sytuacji.

 
OBRAZEK 4

Jesienny poranek. W pośpiechu szykuję się do pracy. Dopijam kawę. Pakuję kanapkę do torebki i zbiegam po schodach.

Przed domem stoi zaparkowane przy chodniku auto. Wyciągam kluczyki z torebki i podchodzę do drzwi. Nie mogę otworzyć. Tak jakby kluczyki nie pasowały.

– Do cholery, co jest? – pytam sama siebie – Czemu nie mogę przekręcić? Kurdę, coś nie tak z zamkiem, czy co?

Wyjmuję kluczyki, przyglądam się zamkowi i jeszcze raz spokojnie je wkładam. Nie, nie idzie. Nie mogę otworzyć auta. Nie wiem co jest.

Stoję bezradnie przy samochodzie, zaglądając przez szyby do środka. Jak pojadę do pracy? Co ja zrobię?

Nagle przed oczyma pokazuje mi się nieznajome wnętrze auta. Patrzę i nie wierzę. To nie moje auto! Cofam się. Z odległości paru kroków spoglądam to na maskę, to na tył auta. To nie moje auto! Patrzę i ciągle nie mogę uwierzyć.

Jak mogłam tak się pomylić?! Co prawda, auto jest granatowe, ale to całkiem inny samochód.

Rozglądam się wokół zażenowana mając nadzieję, że nikt nie widział moich zmagań przy zamku.

Moje auto stoi kilka kroków dalej. Pewnie pęka ze śmiechu.


auta-gdynia

Dodaj komentarz

Bądź pierwszy!


wpDiscuz